Ludzie boją się sów. Sowy chrapią, skrzeczą, przeraźliwie wrzeszczą, kraczą, warczą, gwiżdżą ostro, kłapią i szczekają (to określenia wyjęte z terenowych przewodników). To nie są przyjemne określenia. Sowa na dachu kwili, komuś umrzeć po chwili… Brrr…
Dlatego sowy, choć są przeważnie nocnymi stworzeniami, nie bywają bohaterkami kołysanek. Sowy nie trafiają się także zbyt często pośród dziecięcych zabawek, a wyglądająca jak żywy pluszak sowa włochatka to w naukowym nazewnictwie „sowa pogrzebowa” (Aegolius funereus). Popularne figurki sów zbierają raczej dorośli, którzy pokonali już dziecięce lęki przed ciemnością…
Onomatopeja sowa pochodzi według jednego ze słowników etymologicznych od nazwy dźwięków niezbyt miłych dla ucha – wycia, ryku, krzyku. Nawet sowa nazwana zapewne od głosu ulula (Surnia ulula) choć woła „liuliuliuliuliuliu…”, to i jej trel opatrzony jest epitetami chichoczący i brzuchomówczy.
Wołanie sowy do snu nas nie ukołysze. Nie jednego ptasiarza wręcz zerwie na równe nogi nawet w środku nocy. Nocni markowie niechaj uważają jednak, by po bezsennej nocy nie byli osowiali…
Fot. Witold Muchowski